Nielegalne składowisko odpadów w Kokawie. Gmina szuka środków na usunięcie śmieci
Gigantyczne składowisko odpadów w Kokawie to ogromny problem dla lokalnego samorządu. Na utylizację odpadów potrzeba milionów złotych, a kasy nie ma skąd brać.
Nielegalne składowisko odpadów w Kokawie
Tykająca bomba ekologiczna pod Częstochową ciągle problemem władz gminnych w Mykanowie. Inspektorzy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska właśnie sprawdzali miejsce porzucenia odpadów w Kokawie. Od kilku lat zgromadzone chemikalia czekają na utylizację – problemem są oczywiście ogromne koszty – mówi wójt gminy Dariusz Pomada.
Dariusz Pomada: Od 2019 roku cały czas staramy się pozyskać pieniądze na utylizację tych niebezpiecznych odpadów zgromadzonych w Kokawie i Lubojnie. To jest bardzo duży koszt. 4,5 tysiąca ton odpadów to kilkadziesiąt milionów. My szacujemy i wstępna wycena była na 65 mln. W tej chwili, patrząc po przetargach i po cenach, jakie uzyskała Częstochowa i po rozmowach z firmami, które zajmują się profesjonalnym spalaniem takich odpadów, to szacujemy, że potrzeba będzie około 40 milionów złotych.
Sprawa nielegalnego składowiska odpadów w Kokawie na terenie gminy Mykanów, podobnie jak w Lubojnie pod Częstochową ciągnie się od kilku lat. To właśnie tam w 2017 roku na prywatnym terenie przestępcy podrzucili groźne chemikalia. Ich wywiezienie i neutralizacja będzie kosztowała kilkadziesiąt milionów złotych. Lokalne samorządy starają się pozyskać fundusze z różnych źródeł. Jest to wciąż pilna sprawa, podkreślał w Radiu Jura wójt Dariusz Pomada.
Dariusz Pomada: Pukaliśmy już praktycznie do wszystkich drzwi, do wszystkich instytucji wysłane zostały takie zawiadomienia, bo te odpady niebezpieczne są szczególnie niebezpieczne ze względu na to, że są położone na zbiorniku wód podziemnych, bo przy głównym ujęciu wody dla Częstochowy. Biorąc pod uwagę kierunek przepływu w tym podziemnym zbiorniku, który obejmuje gminę Mykanów, ale praktycznie też jest pod samą Częstochową, Osiedle Północ jeszcze jest na krawędzi tego zbiornika. My w perspektywie możemy potrzebować kilka miliardów zł na dowożenie wody dla trzystu prawie tysięcy mieszkańców.
Chemikalia zgromadzone na działce grożą przenikaniem do gruntu. Sytuacja może być jeszcze bardziej poważna, gdyby doszło do pożaru, jakie miały miejsce w innych częściach kraju. Odpady grożą też skażeniem wody.
Dariusz Pomada: Gdyby to składowisko zapaliło się i było gaszone w takim wymiarze jak do Świętochłowicach, o którym usłyszeliśmy, to ilość wód jakiem została użyta do gaszenia może spowodować, że te zanieczyszczenia spłyną powierzchniowo do rzeki Kocinki, ale też dużo wody przesączy się do tego zbiornika dlatego, że na wysokości składowiska w Kokawie kończą się skały, zaczynają się piaski, szybko przesiąka w nich woda, więc według opinii wodociągów w ciągu dwóch tygodni to woda może zanieczyścić już ten podziemny zbiornik.
Wyjaśniał gość Radia Jura Dariusz Pomada – wójt gminy Mykanów. WIOŚ sprawdzał ponownie czy nie doszło do miejscowego zagrożenia dla wód gruntowych i gleby. Sprawą porzuconych odpadów chemicznych zajmuje się częstochowska prokuratura. 39-latek z Radostkowa zgromadził w Kokawie i Częstochowie ponad 4 miliony litrów trujących śmieci. W przestępczym procederze pomógł mu 53-letni częstochowianin.
Czytaj także: