Przejdź do menu głównego Przejdź do treści

REKLAMA

4 tysiące kilometrów na rowerze po USA. Marcel Posmyk podsumowuje charytatywną wyprawę 

Marcel Posmyk już po trudnej rowerowej wyprawie przez USA. 20-letni częstochowianin przejechał na dwóch kółkach prawie 4 tys. km, aby zebrać pieniądze na rzecz Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej i Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą".

Marcel Posmyk

Szacowany czas czytania: 02:36

Marcel Posmyk podsumowuje charytatywną wyprawę

Udało się zgromadzić prawie 10 tys. złotych na ten charytatywny cel:

Marcel Posmyk: To na pewno niezapomniana przygoda, ale i też cel, z jakim jechałem, to też było niesamowite. Jeszcze zostawiłem zbiórkę, trwa do 15 lipca i mam nadzieję, że jeszcze trochę wpłat wpłynie, że dobijemy do pięknej kwoty.

Radio Jura: Co było najtrudniejsze przez te kilka tygodni jazdy rowerem przez Stany?

Marcel Posmyk: Najtrudniejsze to chyba było tam dotrzeć, przełamać siebie, bo jak leciałem, to nikomu nie mówiłem, ale się bardzo bałem, bo jak już w tym samolocie przez okienko widziałem te puste przestrzenie, zero drzew, to ten strach na początku był.

Pytał Marcela Posmyka – Mariusz Osyra.

fot.fb/Charytatywnie ROUTE 66

Wyprawa okazała się wymagająca, a rowerzysta potrzebował nie tylko dobrej sportowej formy. Przeszkadzał mu silny wiatr, palące słońce i 40 stopni bez cienia nad głową.

Marcel Posmyk: Ta pierwsza pustynia, to było bardzo gorąco, ale dało się tam oddychać, bo było sucho. Niby te 40 stopni nie było najgorzej, bo później się zaczęło gorzej. W okolicach Oklahomy była podobna temperatura jak na tej pustyni, ale było znacznie bardziej parno, że się w ogóle nie dało oddychać, to mi najgorzej dał w kość, bo się nie dało spać w nocy, by dojechać do jakiegoś cienia, to miałem około 60-70 kilometrów, mijałem góry, ogólnie nie było to łatwe, ale i tak myślałem, że będzie ciężej.

Marcel napotkał trudne warunki już na początku trasy w okolicach pustyni Mojave i Los Angeles. Równie trudno było się przeprawić przez trasę Route 66 w centralnych stanach. Metą było Chicago. Rowerzysta pokonywał dystans od 120 do ponad 200 km dziennie. Oczywiście wszystko na dwóch kółkach:

Marcel Posmyk: Formę przygotowałem idealną, bo już nawet nie musiałem tak pędzić, bo po tygodniu zobaczyłem, jak mi idzie i mogłem sobie wykalkulować, w jakim tempie zajadę. To na koniec ostatnie dwa dni podkręciłem tempo, żeby zobaczyć, gdzie jest ta granica. To w przedostatnim dniu zrobiłem 170, a w ostatnim 200. Patrzyłem dokąd dojechać, dobierałem dystans do warunków, jakie panowały, czy jest bardzo gorąco, czy wiatr jest z odpowiedniej strony, bo raz jak miałem wiatr cały czas w twarz w porywach do 50 km/h to myślałem, że nawet setki nie zrobię, ale wyszło 130.

Pamiętajcie, że zawsze jeszcze można wesprzeć charytatywną zbiórkę młodego częstochowianina.

Czytaj także:

REKLAMA